8.18.2015

Rozdział II

soundtrack
1   2

Okazało się, że Gilbert nie był, nie jest i nigdy nie będzie mężczyzną, którego kochałabym nad życie. Nie był kimś, kogo obsesyjnie chciałam utrzymać przy sobie. To nie była druga połówka tego samego jabłka, ani mój Romeo.
Najgorszą rzeczą w tym wszystkim nie było to, że zdradził mnie z kobietą o wiele brzydszą ode mnie, w naszym łóżku, ale fakt, że nie wrócił do mnie i nie błagał o wybaczenie. Nie zadzwonił, nie napisał, nie pojawił się w moim mieszkaniu z bukietem róż i nie upadł na kolana przede mną. Nie zrobił niczego, co wskazywałoby na to, że kiedykolwiek mnie kochał i że kierował się czymś głębszym niż jedynie chęcią pozyskania jakiejś części moich pieniędzy. Nagle wszystko stało się jasne, a to, że bez większego skrępowania korzystał z mojego konta bankowego, dość jednoznaczne. Mimo to, wszystko, co w ostatnich dniach się wydarzyło, dziwiło mnie, tak kurewsko, po ludzku.
Może właśnie to jest recepta na szczęśliwe życie. Wykreowanie własnej rzeczywistości, dostosowanie swojej osobowości i ideałów do obowiązujących trendów, płynięcie z falę, a nie przeciw niej. I przede wszystkim: niemyślenie. Przecież jest tylu ludzi, w Internecie, w telewizji, na ulicach, którzy nie myślą i wydają się być w stu procentach szczęśliwi. Nie dostrzegają tego, co jest istotne, niczego nie rozumieją ani nie analizują.
Mogłam oczywiście zamknąć się w pokoju, zawinąć się w kołdrę i płakać tak długo aż zabrakłoby mi łez. Pozostać samą ze swoimi myślami, dokonując autodestrukcyjnych czynów, robiąc sobie samej tym krzywdę. Nie jestem jednak typem kobiety, która krzyczy rozpaczliwie: kochaj mnie! Nigdy nie chciałam być niczyim ideałem. Byłam dorosła i jak na kobietę dojrzałą przystało piłam hektolitrami wino, paliłam mnóstwo papierosów i nie byłam w stanie utrzymać przy sobie żadnego faceta przy sobie dłużej niż rok. 
Z perspektywy czasu zaczęło mi się wydawać, że to życie jest dość zabawne. Wszystko już dawno sobie poukładałam, snułam plany i projektowałam przyszłość. Miałam niedługo wyjść za mąż, jak większość koleżanek w moim wieku, założyć rodzinę, zostać prawniczką , mieć dzieci, dom z ogrodem i labradora. Jednak wszystko się teraz rozsypało. Kierunki się ze sobą pomieszały, wiatr zaczął mocniej wiać, a do tego ktoś napluł mi w twarz.
Od paru godzin siedziałam na swojej pięknej pikowanej kanapie, którą wczoraj upaskudziłam lodami czekoladowymi, gryząc czerstwą już bagietkę. Za oknem panowała szaruga, słońce już dawno zniknęło zza horyzontem, a chłodny wiatr kręcił moimi włosami, który nie spotkały wody i szamponu od paru dni. Siedziałam tak, z brodą opartą na kolanach i wpatrywałam się w idiotyczny program, który właśnie leciał w telewizji. Czułam zapach mojego własnego potu i brudu, który nawarstwiał się na mojej skórze, a mój nieświeży oddech przyprawiał mnie o mdłości. Ruszałam się z miejsca jedynie wtedy, gdy czułam potrzebę oddania czegoś światu z mojego organizmu, brakowało mi wina lub papierosów.
Czułam się osobą szczęśliwą. Jeśli ktoś ośmieliłby się zaprzeczyć lub powiedzieć, że założyłam jedynie maskę zdystansowanej i niezależnej kobiety, a tak naprawdę, w głębi serca, czułam się nieszczęśliwa, to bez wahania strzeliłabym mu w twarz.
Nie umiałam wytłumaczyć, dlaczego z taką godnością radziłam sobie z zaistniałą sytuacją. Nie krzyczałam, nie rwałam włosów z głowy, nie wydzwaniałam do niego, ani nawet nie próbowałam znaleźć tej lafiryndy, która rozwaliła mi życie. Może to wina liberalnego wychowania moich rodziców i tej całkowitej tolerancji na wszystko, której uczyli mnie przez te lata. Zdrada osoby bliskiej nie była dla mnie czymś strasznym. Nie przekreślała wspólnej przyszłości, ambitnych planów i gorącego uczucia. Nie była wystarczającym powodem by odchodzić od kogokolwiek. W moim dzieciństwie miałam wiele cioć i wujków, którzy pełnili funkcję odskoczni od małżeństwa dla moich rodziców. Na początku dziwiło mnie to, że matka i ojciec zapraszali do wspólnego łóżka obcych ludzi i potrafili ich dotykać w taki sposób, jak siebie nawzajem. W chwili, gdy jedno dowiadywało się o zdradzie drugiego, wystarczył wyjazd na weekend, dobre wino, czy biżuteria, a wszystko wracało do normy. Gdy zaczęłam dorastać i rozumieć coraz więcej z tego, co działo się wokoło, zastanawiałam się, dlaczego się nie rozwiodą, skoro oboje potrzebowali szukać rozkoszy w innych ramionach. Moim zdaniem powinni wtedy jak najszybciej wydostać się z tego prywatnego piekła, pełnego zdrad, kłamstw i fałszywych słów. Byłam wtedy niepoprawną idealistką, której wydawało się, że ten świat jest bardziej poprawny, perfekcyjny, logiczny niż w rzeczywistości  był. Szybko zrozumiałam, że moi rodzice musieliby najpierw dostrzec, że znajdują się w tym piekle i zauważyć w jak beznadziejnym związku tkwią. Moja sytuacja wyglądała dość podobnie i pewnie przymrużyłabym oko na zdradę Gilberta, gdyby tylko wrócił do mnie i błagał o wybaczenie tak samo, jak mój ojciec.
Sięgnęłam drżącą dłonią pod poduszkę, po paczkę papierosów. Byłam już prawie trzeźwa z uwagi na to, że musiałam zacząć oszczędzać wino, jeśli chciałam by starczyło do końca tygodnia. Po tym, jak okazało się, że ów pudełko było puste, z trudem wstałam z wygodnej kanapy i poczłapałam w stronę komody. Przeszukałam wszystkie szuflady, każdą skrytkę, a szkatułkę z Wieżą Eiffla przejrzałam pięciokrotnie. Nigdzie, w żadnej tajemnej dziurze, nie znalazłam nawet jednego, ba, nawet połówki papierosa. Sytuacja z minuty na minutę zaczęła wydawać mi się coraz straszniejsza. Perspektywa doprowadzenia swojego ciała do takiego stanu, za który nie powinnam się wstydzić, i opuszczenie mieszkania, wywoływały we mnie przerażenie. Przez ostatnie dni polubiłam swoją samotność i niezależność i za żadne skarby świata nie chciałam zamieniać przytulnego i bezpiecznego saloniku na ulicę, pełną idiotów. Było dobrze tak jak było.
Decyzję o tym, czy papierosy, czy względny spokój na kanapie, jest dla mnie ważniejszy, musiałam jednak podjąć szybko, z uwagi na nieubłagalnie zbliżającą się noc. Wraz z pogłębiającymi się ciemnościami na zewnątrz, rosło prawdopodobieństwo tego, że spotkam nachalnego pijaczka lub upadłego lowelasa, pokroju Gilberta.
Umiarkowanie żwawym krokiem ruszyłam w stronę łazienki, zrzucając po drodze za duże, poplamione ketchupem, dresy. Z lekkim przerażeniem spojrzałam w lustro. Chociaż wciąż jawiłam się jako kobieta o niepospolitej urodzie, przypominałam raczej zaniedbaną i zmęczoną życiem matkę szóstki dzieci niż boginię seksu. Mogłam z całą pewnością stwierdzić, że alkohol i papierosy, połączony z niezdrowym jedzeniem, otwiera we mnie bardzo niebezpieczne szufladki, które były dla dotychczasowo tajemnicą.
Wtarłam w moje ciało znaczącą ilość mydła, żelu pod prysznic, balsamu i każdego innego środka, który nadawałby się do czyszczenia mojej spoconej skóry. Włosy, który stały się matowe, umyłam trzykrotnie, trąc je ze zdwojoną siłą. Owinęłam się ręcznikiem i ruszyłam w kierunku szafy. Część moich ubrań spakowałam już do dużych kartonów. Chciałam jak najszybciej opuścić moje mieszkanie i to nie dlatego, że nawet stara szczotka do kibla przypominała mi o tym, jak cudownym mężczyzną był Gilbert, ale dlatego, że uznałam, że w innym mieszkaniu będzie mi łatwiej oddychać. Przecież to nie miłość sprawia, że żyjemy, tylko właśnie fakt, że oddychamy.
Nie chciałam dla Gilberta źle. Chciałam jedynie usłyszeć, że cierpi i że źle mu beze mnie. Z każdym kolejnym dniem, dochodziło do mnie to, że nigdy tego nie powie.
Wyciągnęłam z dna szafy sukienkę w kwiaty, która wydawała mi się na tyle przekonywująca, że każdy byłby w stanie uwierzyć, że nigdy nie byłam w lepszym stanie. Umalowałam nawet oczy,policzki udekorowałam sztucznym rumieńcem, a włosy zaczesałam na bok. Spojrzałam w lustro i uśmiechnęłam się z satysfakcją. Jak niewiele potrzeba by kobieta stała się znowu piękna?
Woda, mydło, parę kosmetyków i do tego niezachwiana pewność siebie w oczach oraz uśmiech.

Paryż nocą był, o ile można to sobie wyobrazić, jeszcze piękniejszy niż za dnia.  Szerokie ulice, oświetlane przez miejskie latarnie, podchmieleni panowie w koszulach, eleganckie kobiety i zakochane pary, obściskujące się na każdej ławce. Miasto, mimo późnej pory, wciąż tętniło życiem. Ludzie śpiewali, tańczyli, śmiali się głośno, rozkoszując się magią tego miejsca.
Jakiś chłopak, pod bramą Pałacu Elizejskiego, uklęknął przed swoim dziewczyną. Z kieszeni wyciągnął typowe już czerwone pudełko w kształcie serce i wykrzyczał słowa w nieznanym mi języku. Dziewczyna zakołysała się na swoich grubych, jak pnie stuletniego drzewa, nogach i zaniosła się płaczem tak głośnym, że usłyszał ją każdy w promieniu paru kilometrów. Mijały kolejne sekundy, a chłopak, który wciąż klęczał i wbijał sobie w kolana kamyczki, powoli zaczynał się niecierpliwić. Wstał z ziemi i złapał ukochaną za ręce. Ta, chyba pod wpływem jego ciepłego dotyku, wytarła z twarzy wijące się smarki i wydukała coś do ucha chłopaka. Potem połączyli się w uścisku i mokrym, jak Sekwana, pocałunku. Tłumek, który zdążył się zebrać wokół pary, zaczął wiwatować, a chłopak, nie przerywając wpychania dziewczynie języka do ust, uniósł kciuk w górę w geście triumfu. Parsknęłam tylko śmiechem i ruszyłam w swoją stronę.
Korzystając z ciepłej nocy, którą podarował nam los i z tego, że wyjście z domu nie było tak przerażające, jak mogło się wydawać, postanowiłam zjeść bagietkę z dżemem w Parku Monceau i zapalić papierosa, napawając się pięknem otoczenia. Dziarskim krokiem przemierzałam alejki, wdychając do płuc świeże powietrze. Rozglądałam się w poszukiwaniu wolnej ławki, gdzie nie było pary zakochanych lub jakiegoś samotnego erotomana, dla którego moja krótka sukienka byłaby zachętą do włożenia pod nią ohydnych łapsk.
Natychmiast ją rozpoznałam. Siedziała na ławce, a nogi opierała na czerwonej, odrapanej walizce. W dłoniach chowała twarz, jasne włosy opadały niechlujnie na odkryte ramiona. Trzęsła się spazmatycznie, wycierając opuchnięte policzki wierzchem dłoni. Płakała, a raczej rozpaczała. Przystanęłam koło niej, przyglądając się ciekawie, a fakt, że miała w reklamówce złote szpilki, tylko upewnił mnie w tym, że właśnie ją przyszło mi dzisiaj spotkać. Odgryzłam kawałek bagietki i siadłam obok niej, na ławce. Przez chwile zdawało się, że nie zauważyła mojej obecności, wciąż chlipała sobie.
- Jeanne – powiedziałam wreszcie – oszczędziłabyś sobie publicznego ośmieszenie.
Dziewczyna spojrzała na mnie gwałtownie i wykrzywiła twarz w grymasie bólu, zanosząc się kolejnym, spazmatycznym szlochem.
Przyglądałam się jej pogardliwie, w oczekiwaniu aż wyleje już te morze łez. Wyciągnęłam paczkę papierosów i zaczęłam obserwować podpitego dziadka, który zataczał się na trawniku niedaleko ławki. Z trudem podnosił się z ziemi, podpierając się rękami i za chwilę znowu upadał. Zastanawiałam się, gdzie teraz przebywają szanowni oficerowie policji.
Powtórnie spojrzałam na Joannę, które przestała już płakać i przyglądała mi się ciekawie. Uśmiechnęłam się do niej sztucznie i sięgnęłam do siatki z zakupami. Wyciągnęłam z torby bagietkę i słoiczek dżemu truskawkowego. Podałam jej jedzenie, a ona bez słowa sprzeciwu wzięła je do ręki i łapczywie zaczęła pochłaniać bułkę. W torebce znalazłam jeszcze wodę mineralną, którą bez cienia żalu oddałam kochance mojego byłego chłopaka.
Dziewczyna musiała od dawna nie jeść, bo szybko zjadła jedzenie, które w niekontrolowanym przypływie dobrych chęci jej podarowałam. Spoglądała przy tym na mnie z nieukrywaną wdzięcznością, zapominając o dobrych manierach i nie wycierając brody z lepkiego dżemu.
- Dziękuję – wykrztusiła po chwili – tylko dlaczego to robisz? Przecież ja…
- Bóg powiedział: Głodnych nakarmić. Spragnionych napoić. Nagich przyodziać. – powiedziałam od niechcenia.
Joanna pokiwała nieznacznie głową i dopiła resztę wody mineralnej, którą jej podarowałam. Uśmiechała się przy tym z ulgą.
- Wyrzucił mnie z pracy – przerwała ciszę drżącym głosem – sprzątałam w jego biurze. Obiecał mi, że pomoże znaleźć mi lepszą pracę lub po prostu zostanę jego sekretarką. Mówił, że znajdzie mi piękne mieszkanie, kupi eleganckie sukienki i nowe buty. Nie wiedziałam, że ma kogoś, naprawdę.
Pokiwałam głową z niedowierzaniem.
- Teraz nie mam pieniędzy nawet na jedzenie, a co dopiero na zapłacenie za wynajem mieszkania – dodała ponuro.
- Gilbert to dupek – skwitowałam.
Zamilkłyśmy. Paryż stawał się coraz bardziej cichy, a alejki spokojniejsze. Dochodziła pierwsza w nocy. Paryż kładł się spać. Paryż, miasto marzeń i snów, szaleńczych miłości, przykładał głowę do poduszki. Paryż, miasto, w którym wszystko było sztuką, nawet bycie dziwką było tu fascynujące, zasypiał.
- Skąd się tu wzięłaś Joanno? – Zapytałam spokojnie – Ile masz lat?
Dziewczyna odgarnęła włosy i spojrzała na mnie ufnie.
- Jestem z Zawoji, to niewielka wieś w Polsce – odparła – mam dwadzieścia lat.
- Dlaczego nie studiujesz, tylko włóczysz się po obcym kraju bez znajomości języka i tutejszych obyczajów?
Spojrzała na mnie, a jej oczy znowu wypełniły się łzami w taki sposób, że szybko pożałowałam swoich słów.
- Nie mam zbyt wielu pieniędzy – powiedziała szczerze – a z domu musiałam uciekać.
Przyjrzałam się jej uważnie. Dopiero teraz zauważyłam jej ramiona. Chude ręce, przyozdobione różowymi bliznami i okrągłymi plamkami, tej samej barwy. Ona również patrzyła na swoje szramy, uśmiechając się blado.
Przełknęłam ślinę i zapaliłam papierosa. Wyciągnęłam paczkę w stronę dziewczyny. Posłusznie wzięła jednego z nich i włożyła do ust. Zaciągała się nieporadnie, krztusząc się przy tym.
- Tylko ojciec czy matka też?
- Oboje – wzruszyła obojętnie ramionami – widocznie na nic lepszego nie zasługiwałam.
Czułam, że poczerwieniałam ze złości.
- Przestań – syknęłam – nie jesteś Matką Teresą ani inną świętą. Nie musisz znosić takich rzeczy.
Joanna patrzyła na mnie smutno, wiedząc że mam rację.
Zachowywała się w taki sposób, że chciałam za wszelką cenę, zapominając o swoim upokorzeniu, zabrać ją ze sobą, oswoić ją, a nawet zaopiekować się nią. Była trochę taka, jak te dziewczyny z prowincji i mogłam się założyć, że gdyby poszłaby teraz umalować oczy to wróciłaby płacząc, z tuszem w oku.
Nagle zdałam sobie sprawę, że Joanna nie płakała przez to, że straciła pracę, była głodna czy biedna. Płakała z bezsilności i przez to, że bała się, że nic już nigdy nie zmieni i będzie musiała wrócić tam, gdzie nikt nie traktował jej jak człowieka.
Chciałam ją nakarmić do syta, napoić, kupić ubrania, umalować ją, zabrać do fryzjera, znaleźć pracę, mieszkanie, mężczyznę, dla którego byłaby całym światem. Chociaż Joanna rozdeptała całe moje życie, chciałam móc widzieć ją uśmiechniętą. Mimo smutku w jej oczach, ogrzewała mnie swoim ciepłem, sama się wypalała.
Nie wiem, skąd wzięła się we mnie ta niepohamowana chęć pomocy tej obcej, biednej jak mysz kościelna, dziewczynie, ale nie umiałam się od tego odpędzić.
- Masz gdzie spać? – zapytałam.
- Chyba nie zamierzasz… - powiedziała cicho.
- Zamierzam zaprosić cię do siebie – powiedziałam pewnie – i pokazać ci, jak powinno się żyć.
Uśmiechnęła się niepewnie.
- Jak masz na imię? – Zapytała nieśmiało.
-  Melissa – odparłam i podałam jej ręke.
- Joanna – odpowiedziała.
Pokiwałam głową i dodałam:
- Właśnie tak powinniśmy zacząć.
Wstałam z ławki, wskazując dziewczynie kierunek, w który się udamy. Posłusznie poszła za mną, a jej walizka zahaczała się w każdej szczelinie chodnika. Po chwili złapałam jedną stronę bagażu Joanny.
- Pomogę ci – powiedziałam wesoło.

*
Przepraszam za taką długo przerwę. Ktoś czekał? Wybaczcie też za ten mało treściwy rozdział, chciałam coś dla Was napisać, jak najszybciej. Miał on wyglądać całkowicie inaczej, ale podzieliłam go na dwie części, tak jakby.
Wczoraj, po prawie miesiącu, wróciłam do domu i od raz wzięłam się do pisania. Jutro nadrobię zaległości u Was.
Mam nadzieję, że nie zawiodłam Was tym rozdziałem aż tak bardzo.
Całusy dla Was!

1. Zapraszam do wpisywania się do zakładki: Informowani
2. Zapraszam na aska: http://ask.fm/AnnieKannie
3. W ogóle to wszędzie zapraszam.





11 komentarzy:

  1. Witaj :*
    Ja czekałam ^^
    Melissa okazała do re serce. No i pięknie *.* Ciekawe co z tego wyjdzie :P
    Czekam na kolejny :*
    Pozdrowionka i weny :*
    Gabi

    OdpowiedzUsuń
  2. I Melissa znów punktuje bo postanowiła zaopiekować się dziewczyną, która zniszczyła jej szczęście. Chociaż im więcej o tym myślę to Joasia bardziej jej pomogła. Gdyby Gilbert wrócił i przyjęłaby go z powrotem do swojego życia tkwiła by w błędnym kole jak jej rodzice. Joasia może nauczyć Mel stanowczości, nieświadomie czy świadomie, wszystko jedno. Wydaje mi się że ich znajomość może przynieść wiele ciekawych momentów w tym opowiadaniu.
    Ha! Znalazłam jeden minus u Melissy! Pali papierosy! Pewnie dla większości osób jest to obojętne ale ja nie lubię gdy ktoś pali. Więc panna idealna nie będzie już tak perfekcyjna ;D
    A tak w ogóle to jak możesz pytać czy ktoś czekał...? To jasne jak słońce że czekamy na Ciebie.
    XYZa

    OdpowiedzUsuń
  3. Jasne że czekałyśmy :)
    No proszę, kolejne zaskoczenie. To że spotka Joanne było prawdopodobne, jednak to że jej pomoże? Ja bym się tego nie spodziewała. A na pewno nie tego, że będzie się zachowywała jak jej starsza siostra: nakarmiła, zabrała do siebie. Coś mi nie pasuje w tej dziewczynie, jest zbyt idealna, pomijając palenie papierosów. Koleżanka wyżej ma rację, znajomość tych dwóch kobiet może być ciekawa :D
    Pozdrawiam i czekam na następny ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekalam
    Rozdzial nie napisze Cudo, bo to dopiero poczatek opowiadania, historia sie zaczyna. Jak pisze Cudo to znaczy, ze w opowiadaniu cos miedzy kims zaiskrzylo, a tu na razie nie ma milosci. No wiec rozdzial OK!!!
    Czekam na kolejny
    Pozdrawiam i weny zycze
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej Kochana! ♡
    No oczywiście że czekałam :) Przeczytałam od razu wczoraj ale nie miałam sił na komentarz :D
    Rozdział powiedziałabym że cudo po prostu ;) Jak zawsze te Twoje idealne opisy i idealne oddanie emocji.
    Jestem dumna z Melissy że przygarnęła pod swój dach dziewczynę. A najbardziej to podoba mi się fragment z Gilbertem, w sensie ten że nie chce źle ale mimo wszystko mógłby pocierpieć :P
    Czekam na kolejne i może na jakiś Nowy wątek (wiesz jaki ;p) ♡
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Już jestem :)
    Kochana, fakt, trochę Cię nie było, ale nie szkodzi. Dla takich rozdziałów warto czekać ^^ Nawet nie wiesz, jak ja Ci zazdroszczę takiego talentu przy opisach!
    Melissa po raz kolejny mnie zaskoczyła. A to tylko dowód na to, że jest bohaterką idealną. Wróć, w sumie nie do końca, bo pali papierosy... ;)
    Jestem strasznie ciekawa, jak rozwinie się znajomość pomiędzy tymi dziewczynami, bo na pewno będzie intrygująco. I na pewno jedna od drugiej może się sporo nauczyć.
    Czekam z niecierpliwością na trójkę ^^
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  7. Już jestem! ;* :D
    Właśnie ostatnio, nawet nie tak dawno, odwiedzałam Twój blog i myślałam: kiedy będzie następny?
    Naprawdę, nie mogłam się doczekać, aż tutaj patrzę i jest! Nawet nie masz pojęcia jak bardzo się ucieszyłam! ;**
    Melissa ma dobre serce. Jest dobrym człowiekiem, o czym świadczy to, że przygarnęła do siebie tę dziewczynę. ;) Chyba nie tylko mnie zastanawia, jak rozwinie się ich znajomość. ;) Bo w sumie może być różnie... Mogą zostać najlepszymi przyjaciółkami, ale i mogą zostać zagorzałymi wrogami... Hm. Nie, może ja już nie będę snuć swoich podejrzeń, bo znając mnie to przeważnie nigdy nie trafiam. ;))
    Pozostało mi jedynie czekać na dwójkę!
    Buźka. ;**

    OdpowiedzUsuń
  8. Kocham Melissę! Ona naprawdę jest kobietą idealną. I wiem, że się powtarzam, ale jej zachowanie - umiejętność zachowania się - w każdej sytuacji, jest tak szokujący, ta pewność w działaniu, achhh, uwielbiam ją. Właściwie to nie wiem, czy zaskoczyła mnie jakoś bardzo, pomagając Joannie, bo taką kobietę z klasą na to stać, plus dla niej.
    Teraz pozostaje mi czekać na pojawienie się pozostałych bohaterów. I czekam z niecierpliwością! Pozdrawiam i życzę weny! :*

    OdpowiedzUsuń
  9. To jest genialne! Bardzo podoba mi sie styl pisania, swietnie ukazujesz nam charakter naszej bohaterki, ktora juz zdazylam pokochac. Historia jest niebanalna i nieprzewidywalna a za to wielki plus! Jestem ciekawa co wydarzy sie dalej w zyciu Melissy i Joanny :)

    Pozdrawiam :* x

    OdpowiedzUsuń
  10. To jest genialne. Jak ty to robisz? Przepraszam ale brak mi słów. Pzdrawam, może później się pozbieram i napiszę coś więcej.

    OdpowiedzUsuń
  11. Dostałem już zaprogramowane i wygaszony kartę bankomatową do
    wycofać maksymalnie 50000 $ dziennie przez maksymalnie 20
    dni. Jestem tak szczęśliwy o tym, bo mam kopalni w zeszłym tygodniu
    i użyłem go dostać $ 100,000. Georg Bednorz Hakerzy daje
    na karcie wystarczy, aby pomóc biednym i potrzebującym, choć jest to nielegalne, ale
    Jest coś miłego, a on nie jest niczym innym scam udając
    mieć puste karty do bankomatu. I nikt nie wpada, kiedy
    przy użyciu karty. uzyskać je od Georg Bednorz hakerów. Wystarczy wysłać e-mail
    do georgbednorzhackers@gmail.com

    OdpowiedzUsuń

Lydia Land of Grafic